Któregoś dnia dostałam zawiadomienie z „Propagandeamtu”, że mam się zgłosić do dyrektora Horvatha. Oczekuje na mnie w swoim mieszkaniu. Zdenerwowało mnie to okropnie. Czego oni znowu ode mnie chcą? Co za elegancja, nie do biura, lecz do mieszkania! Ale myślę sobie, nie będę zadzierała z „Propagandeamtem”. Mówię do Tadeusza: „Idę, tak będzie lepiej”. Poszedł ze mną. Oprócz pana dyrektora był tam Austriak, Murnau, reżyser filmowy. Pochwalił się, że nakręcił film z Reri [przedwojenną ukochaną Eugeniusza Bodo]. Grała jakąś Malajkę czy Hawajkę. (Przyjechała później na premierę tego filmu do Warszawy. To była wielka miłość Bodo. Tylko rok z nim wytrzymała). Pan dyrektor Horvath zakomunikował mi, co następuje: „Zakładam Małe Qui Pro Quo na starym miejscu w «Ziemiańskiej» na górze. Nie wyobrażam sobie, żeby bez pani to mogło się odbyć. Pani wie, że pani nazwisko jest potrzebne”. Odpowiedziałam, co następuje: „Proszę pana, ja pana za mało znam. Nie mogę ryzykować swoim nazwiskiem. Nie wiem, czy pan taki teatrzyk umie prowadzić”. Tadeusz przetłumaczył, pan reżyser zapytał pana dyrektora: „Czy to naprawdę taka dobra aktorka?”. On na to: „Bardzo dobra”. Wtedy Murnau powiedział: „No to ona ma rację. Niech pan pokaże, że pan umie prowadzić”. Jakoś udało mi się wymigać i nie grać w teatrzyku pana dyrektora Horvatha.
Mira Zimińska-Sygietyńska, Nie żyłam samotnie, WAiF, Warszawa 1985.