Adria

adres: ul. Moniuszki 10

data otwarcia: 1939

Jeden z najpopularniejszych lokali w Warszawie, który zyskał renomę jeszcze przed wojną. W kawiarni często odbywały się popisy cyrkowców, tancerzy, piosenkarzy, muzyków i aktorów. Doskonała muzyka, perfekcyjna obsługa i liczni przybywający goście różnych narodowości były specjalnością „Adrii”. Początkowo kawiarnia była przeznaczona dla Polaków, jednak bardzo szybko Niemcy przemianowali ją na „nur für Deutsche [niem. 'tylko dla Niemców']. 22 maja 1943 roku Jan Kryst, żołnierz AK, dokonał w lokalu słynnego zamachu na urzędników i oficerów niemieckich.

Mapa udostępniona z serwisu mapa.um.warszawa.pl

GALERIA

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ARTYŚCI ZWIĄZANI Z KAWIARNIĄ

LUCYNA SZCZEPAŃSKA

MIECZYSŁAW FOGG

WSPOMNIENIA

Tego samego wieczoru, po wielu wykrętach, postanowiłem udać się do sławnego lokalu „Adria”, alfy i omegi rozrywek nocnych w przedwojennej Warszawie. Obecnie była ona zarezerwowana dla Niemców; cudzoziemcy byli tam źle widziani i zaledwie tolerowani. Chciałem zobaczyć, jak bawią się Niemcy, wtedy gdy Polacy zmuszeni byli z powodu godziny policyjnej pozostawać w domu. Wielka sala była wypełniona po brzegi. Oficerowie, żołnierze siedzieli przy wspólnym stole, pijąc wino. Koło nich siedziało kilka brzydkich i niezgrabnych Niemek i kilka Blitzmädel [niem. 'przeklęta dziewczyna'] w fioletowych pończochach. Żołnierze, jak się wydawało, bawili się świetnie i klaskali w ręce w odpowiedzi na głupie dowcipy konferansjera przybyłego z Monachium. Pożądliwie spoglądali na niefidiaszowskie, ale za to dobrze odsłonięte kształty tancerki produkującej się w Bolero Ravela. Kelnerzy uwijali się, roznosząc naczynia, flaszki wina, wermutu, szklanki mięty i kufle piwa.

Alceo Valcini, Golgota Warszawy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973.

 

Znalazłem stolik w pobliżu drzwi wejściowych i nie wiem, czy nie był to życzliwy uśmiech przeznaczenia. W czasie gdy piruety tancerki przyciągały uwagę publiczności, w środku sali, gdzie dawano program, usłyszałem strzał najpierw jeden, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty... O parę kroków ode mnie, po prawej stronie zrobił się zgiełk. Przewracano stoły, naczynia, stołki, butelki. Wycie i krzyki. Po kilku minutach grupa żołnierzy poruszonych do ostatnich granic utorowała sobie przejście wśród tłumu, krzycząc: „Zamach!”. I trzymając rewolwery w ręku. Wysoki młodzieniec z twarzą zbroczoną krwią padł na ziemię, gdy rzucono w niego kilkoma krzesłami. To polski zamachowiec, patriota; zabił on w ciągu paru sekund dwóch oficerów i dwóch żołnierzy, strzelając zza marmurowej kolumny w kierunku centralnie ustawionego stołu, przy którym zazwyczaj zajmowały miejsca osobistości niemieckie. Był to rozpaczliwy gest Polaka dopiero co wypuszczonego na wolność, który w czasie długich miesięcy pobytu w obozie koncentracyjnym doprowadzony został do ostatniego stadium gruźlicy. Miesiące jego były policzone. Ułożył sobie plan zemsty i chciał dać w „Adrii” nieprzewidziany w programie numer specjalny. Niemcy rzucili się na niego i zmasakrowali, bijąc flaszkami i stołkami. Przy mnie wyzionął ducha, w swym brązowym ubraniu, za obszernym jak na gruźlika. Zmarł, gdy agent Gestapo usiłował wydobyć od niego jakąś tajemnicę.

Alceo Valcini, Golgota Warszawy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973.

 

Do westybulu tymczasem przyniesiono żołnierza lotnictwa, który miał mały otwór w skroni i zaledwie widoczną strużkę krwi. Leżał wyciągnięty przy drzwiach prowadzących do ubikacji, na posadzce, w butach z cholewami, w rozpiętej marynarce. Jego towarzysze przykryli mu twarz chusteczką. Także on był bez życia. Wyszedłem z „Adrii” nie ze wspomnieniem ładnych kobiet, tak jak za dobrych czasów przedwojennych, ale z wizją trupów zwalonych pod stół czy w pobliżu toalety.

Alceo Valcini, Golgota Warszawy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973. 

POWRÓT DO MENU

zamknij