adres: ul. Złota 7

data otwarcia: 9 grudnia 1939

Jedna z najsłynniejszych kawiarni w okupowanej Warszawie. Pracowali w niej wybitni artyści, znani przede wszystkim z filmów przedwojennych. Przy ulicy Złotej 7 zawsze dopisywała publiczność, która chciała poznać Adolfa Dymszę i wielu innych aktorów. W pewnym okresie działalności kawiarni artyści zbudowali wewnątrz antresolę, na której stworzyli scenę teatralną. Lokal zmienił nazwę na „Na Antresoli” i od tamtej pory każdego wieczoru organizowano tam spektakle dla gości. W 1943 roku lokal zmienił nazwę na  „Muzabella”.

Mapa udostępniona z serwisu mapa.um.warszawa.pl

GALERIA

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ZOBACZ WIĘCEJ
>>>

ARTYŚCI ZWIĄZANI Z KAWIARNIĄ

IRENA MALKIEWICZ-DOMAŃSKA

FRANCISZEK BRODNIEWICZ

STANISŁAW GROLICKI

ZBIGNIEW SAWAN-NOWAKOWSKI

LIDIA WYSOCKA

ADOLF DYMSZA

HELENA GROSSÓWNA

JERZY PICHELSKI

EUGENIUSZ KOSZUTSKI

JANINA ROMANÓWNA

JADWIGA FONTANÓWNA

EWA BANDROWSKA-TURSKA

MIECZYSŁAW MIELECKI

PIOTR ZAJLICH

WSPOMNIENIA

Popularni artyści występowali tam w podwójnych rolach: kelnerów i wykonawców numerów. Produkcje odbywały się na miniaturowej scence-antresoli, skąd i nazwa przedsięwzięcia „Na Antresoli” [...].

Roman Dziewoński, DODEK Dymsza, Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2010.

 

 

 

W filmowej kawiarni ukrywało się wiele osób poszukiwanych przez Gestapo czy Kripo. Między innymi znalazł tu na razie bezpieczny azyl dziennikarz Czesław Ostańkowicz, który podczas oblężenia Warszawy redagował „Gazetę Oblężniczą”, będąc oficerem Brygady Obrony Warszawy. Po zajęciu stolicy [...] redagował podziemny „Biuletyn”. Kolporterami „Biuletynu” byli: [Zbigniew] Sawan, [Stanisława] Wysocka, [Adolf] Dymsza, [Jerzy] Pichelski, [Irena] Malkiewicz-Domańska.

Roman Dziewoński, DODEK Dymsza, Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2010.

 

 

Niech się pan nie martwi - mamusia pozwoliła

Z wielkim zadowoleniem przyjęły swego czasu liczne rzesze miłośników filmu otwarcie Kawiarni Artystów Filmowych. Właśnie znajdujemy się w tym na wskroś nowocześnie urządzonym lokalu. Dokoła wiele znajomych twarzy, co chwila wymieniamy z sobą ukłony. Na sali nastrój bardzo serdeczny, wiele osób mówi sobie po imieniu.

„Nowy Kurier Warszawski” nr 52 z 9-10 grudnia 1939

– Jak pan przeszedł wojnę, panie Dodku? – zapytujemy tego niepoprawnego optymistę.

– Ja to jeszcze możliwie, ale najgorzej to było z Zeilichem...

–  A jemu co się stało?

–  Co wybuchnie bomba, to on jedną głębszą, co wybuchnie bomba, to on jedną głębszą... i zabrakło nieborakowi pieniędzy, a tak dzielnie walczył. Dawaj stary pięciogroszówki, gość czeka! – mówi do Genia Koszutskiego Dymsza.

– Doskonale pan wygląda, panie Koszutski – zwracamy się do tancerza.

– A to zasługa Konrada, który jest tu szefem kuchni. Jak chce nam zrobić frajdę, to karmi nas gulaszem. Doskonale się spisuje, co 3 dzień – gulasz.

„Nowy Kurier Warszawski” nr 52 z 9-10 grudnia 1939

Tu właśnie powstały jego słynne dowcipy, które obiegały cały kraj, budząc uśmiech nadziei. [...] po programie [...] wykluwały się antyniemieckie żarty, anegdoty, fraszki. To [Adolfa] Dymszy był dowcip, że wszystkie latarnie w Warszawie zostały zarezerwowane „nur für Deutsche [niem. 'tylko dla Niemców']!”.

Roman Dziewoński, DODEK Dymsza, Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2010.

 

 

Któregoś dnia kawiarnię odwiedził Igo Sym [...] Zaproponował [Adolfowi] Dymszy występy w przygotowywanej farsie Papa coś nabroił, lecz Dodek stanowczo odmówił [...] – „Mam umowę z kolegami i nie mógłbym pogodzić występów „Na Antresoli” z farsą o „Papie” [...] Ale obiecuję Ci, Igo, że jak się ta farsa w Stadttheater [Teatr Miasta Warszawy, koncesjonowany przez Niemców i mieszczący się w siedzibie przedwojennego Teatru Polskiego] skończy, to z ochotą zagram w „Polskim Teatrze” – dodał, przymrużając oko [...].

Roman Dziewoński, DODEK Dymsza, Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2010.

 

– Jaką dziś macie publiczność? – nawiązuje ponownie rozmowę z popularnym aktorem.

– Nienajgorszą, przeważnie sami rekonwalescenci na wywczasach.

– Dlaczego?

– A bo kiedyś nikt z nich nie pił kawy, bo to „angina pectoris” – mówili – a teraz za to piją po 3 szklanki na raz i zdrowi są jak ryby.

– Panie Dodku, coś te pensjonareczki z piątego stolika za często pana proszą?

– Widzi pan, zamówiło to, jedna z drugą, pół czarnej i ciastko, a chcąc mieć częstszy kontakt z „filmem”, co chwila prosi o dodatkowe. Właśnie dojadają szóste z kolei.

– Ale one stracą tu majątek...

– Już im mówiłem: „Przepraszam panie, ale czy rodzice nie będą mieli do mnie pretensji?”.

– Niech pan się nie martwi, mamusia pozwoliła – odrzekły rezolutnie entuzjastki filmu.

„Nowy Kurier Warszawski” nr 52 z 9-10 grudnia 1939

                       

 

–  Może mi pan powie, jak się podobają publiczności kelnerzy?

–  Z przyjemnością. Najbardziej lubiany i najenergiczniejszy jest oczywiście Karabin Maszynowy (Dymsza), potem Kelner Dystyngowany (Pichelski), Lord Kelner (Sawan) i Starszy Pan (Brodniewicz).

Niebawem jednak pojawiła się i p. Malkiewicz-Domańska.

Podchodzimy do tej uroczej artystki, witamy się serdecznie, a po paru grzecznościowych słowach rozmowa wchodzi na właściwe tory.

– Na ogół pracuję z przyjemnością – zwierza się p. Domańska. – Być może, że jest tego powodem nadzwyczaj bezpośrednie i serdeczne ustosunkowanie się publiczności. W pierwszym tygodniu nóżki były trochę nieszczęśliwe, ale teraz jakoś się przyzwyczaiły. Dotychczas moją achillesową piętą był rachunek, ale obecnie tak doskonale liczę, że już nawet mąż mnie nie poznaje. Bardzo rzadko się zdarza, abym się omyliła, chyba że się czasem omylę o 6 zł. Ale przepraszam na chwilę, gość chce płacić. Przyślę panu Dodka.

„Nowy Kurier Warszawski” nr 52 z 9-10 grudnia 1939

[Żart Adolfa Dymszy] Jestem Adolf. Mam ładną marynarkę, z jednej strony klapa i z drugiej strony klapa.

Dostałam posadę jako prowadząca księgi buchalteryjne w Kawiarni Artystów Filmowych, gdzie pracowała moja siostra [Irena Malkiewicz-Domańska]. [...] Prowadziłam im [...] sprawy finansowe i wszystkie zapiski. Tak było dosyć długo.

Izabela Horodecka, nagranie ze zbiorów AHM Muzeum Powstania Warszawskiego, zob.  LINK

 

[Adolf] Dymsza, [Franciszek] Brodniewicz, [Jerzy] Pichelski i [Zbigniew] Sawan żywo uwiją się przy stolikach. Genio [Eugeniusz] Koszutski, tancerz znany prawie od lat 40, pełni funkcję pikolaka, a popularny aktor St. [Stanisław] Grolicki z pietyzmem sprząta naczynia. „Sprzątacz pedant“ – oto jego tytuł służbowy.

[Heleny] Grossówny, Lidii Wysockiej i [Ireny] Malkiewicz-Domańskiej jakoś nie widać, może są jeszcze na mieście?

– Uwaga! Obserwatorium astronomiczne, czwarta – nastawiać zegary! – wrzeszczy Dymsza.

Okazało się, że to właśnie przybyły dwie starsze panie, przychodzące tu codziennie punktualnie o godzinie 4-tej po południu.

– Te panie to nasz chronometr – mówi, witając się z nami Brodniewicz. – Pikolo! papierosy dla gościa – woła Dymsza na starego Koszuta z siwą brodą i zamaszystymi wąsami.

„Nowy Kurier Warszawski” nr 52 z 9-10 grudnia 1939

POWRÓT DO MENU

zamknij